SuperBezpieczneTM zakupy
SuperFair.Shop badge

Książka "Gra o szachowy tron" w tłumaczeniu Dariusza Radziejewskigo

2023-06-21
Książka "Gra o szachowy tron" w tłumaczeniu Dariusza Radziejewskigo

Wstęp do książki

 „Zawsze mi żal ludzi, którzy nie znają szachów, tak jak mi żal ludzi, którzy nie znają miłości. Szachy, podobnie jak miłość, mają moc uszczęśliwiania człowieka” – powiedział wielki mistrz niemiecki Siegbert Tarrasch. Ta książka powstała z miłości do szachów.

W dwudziestym wieku czas płynął wolniej. Partie szachowe trwały wiele godzin. Jeśli gra się nie skończyła w jednej pięciogodzinnej sesji, partia była odkładana. Gracz zapisywał swój kolejny ruch na blankiecie do zapisu partii, który wkładał do koperty. Arbiter zaklejał kopertę, gracz podpisywał się na skrzydełku. Nazajutrz partia była wznawiana i kontynuowano ją przez następne godziny.

W tamtych czasach nie było komputerów osobistych ani inteligentnych przenośnych telefonów, podłączonych do ogólnoświatowej sieci. Ludzie mieli czas, mieli spokój i polegali na własnym rozumie.

Pozycję z odłożonej partii szachiści analizowali w nocy, czasami aż do rana, przestawiając drewniane figury na szachownicy. Czynili to metodą prób i błędów. Całymi dniami, w ciszy gabinetu, studiowano sztukę szachową z papierowych książek i czasopism. Przygotowując się do rozgrywek, szachiści tworzyli kartoteki partii przeciwników, zapisywali swoje komentarze i analizy w zeszytach i notatnikach. Turnieje i mecze toczyły się tygodniami, a nawet miesiącami. Graczom nie skąpiono dni wolnych, na dogrywki odłożonych partii przeznaczano osobne dni.

Niniejsza opowieść obejmuje okres od początku dwudziestego wieku aż do lat siedemdziesiątych. Rozwija się niespiesznie jak klasyczna partia szachowa. Daje czas do namysłu, pokazuje ciekawe warianty i kombinacje. Omawia daleko przemyślane plany, błyskotliwe koncepcje, pomyłki i przeoczenia. Opisuje wygrane i porażki. Wszystko jest ważne, wszystko jest piękne, wszystko zasługuje na uwagę. Samotne studiowanie szachów w domu i niekończące się analizy z trenerem lub partnerem w klubie. Turnieje, mecze, poszczególne partie, nawet pojedyncze ruchy. Fascynujące są debiuty, końcówki i gra środkowa.

„Gra o szachowy tron” przedstawia szczegółowo historię pojedynków o mistrzostwo świata w szachach od roku 1948 do roku 1972. Ukazane są kulisy batalii o szachowy tron i gra rozmaitych sił. Do wygranej prowadzi wiele posunięć, sporo z nich wykonuje się poza szachownicą. Pokazane są namiętności, sprzeczne interesy, przyjaźń i wrogość, szczęście i tragedia zarówno bezpośrednich uczestników walki o najwyższy tytuł, jak i wielu osób pośrednio w tę walkę zaangażowanych. Tak jak to się dzieje we wszystkich innych dziedzinach życia, na rywalizację o szachową koronę ma wpływ polityka. Tak jak wszędzie i zawsze liczą się pieniądze, prestiż i władza.

Głównymi bohaterami są mistrzowie świata wspomnianego wyżej okresu: Botwinnik, Smysłow, Tal, Petrosjan, Spasski i Fischer. Ważne miejsce w tej opowieści zajmują również wcześniejsi czempioni: Steinitz, Lasker, Capablanca i Alechin.

Oprócz mistrzów świata na kartach tej książki występuje wielu mistrzów i arcymistrzów szachowych oraz rozmaitych postaci w ten czy inny sposób związanych z szachami. Niepoślednią rolę odgrywają także liczne osoby spoza szachowego świata.

Najwięcej miejsca zajmuje dwóch bohaterów: Rosjanin Borys Spasski i Amerykanin Robert Fischer. Opowieść śledzi ich losy od wczesnego dzieciństwa aż do słynnego meczu o mistrzostwo świata, rozegranego w roku 1972 w Reykjaviku, na tle zimnowojennego antagonizmu między Związkiem Sowieckim a Stanami Zjednoczonymi. Książka opowiada nie tylko o ich niezwykłym rozwoju szachowym, którego początkiem była chłopięcia fascynacja szachami i nieprzeciętne zdolności, zaś apogeum zdobycie tytułu najsilniejszych szachistów planety. Książka przybliża psychologiczne sylwetki obu arcymistrzów, zwłaszcza odbiegającą od normy osobowość Fischera.

„Gra o szachowy tron” jest oparta na faktach i zawiera ogromną ilość wiedzy historycznej. Ale nie jest książką historyczną. Jest fabularyzowaną opowieścią o życiu prawdziwych ludzi, o ich umysłach i charakterach, widzianych przez pryzmat piękna i logiki szachów.

„Gra o szachowy tron” jest powieścią i miejscami nie stroni od fikcji. Czytelnik znajdzie w niej intrygi i tajemnice, humor i smutek, sensacje i rewelacje.

A przede wszystkim czas, który minął, lecz wciąż trwa.

Komentarz autora do pierwszego rozdziału: 1 Lasker i Loewenfisch

Podczas wielkiego turnieju międzynarodowego w Moskwie w roku 1936 były mistrz świata Emanuel Lasker i radziecki arcymistrz Grigorij Loewenfisch rozmawiają o naturze gry szachowej i o kampanii „szachy w masy”, zainicjowanej przez komisarza sprawiedliwości Krylenkę.

Lasker wspomina swój mecz z Tarraschem, miłość do Marty, brata Bertolda i jego żonę, poetkę Elsę Lasker-Schüler, oraz pierwszy międzynarodowy turniej moskiewski w 1925 roku. Po dojściu Hitlera do władzy w Niemczech stary maestro przeprowadził się z żoną do Związku Radzieckiego, gdzie mają zapewnione wygodne warunki życia. Spotykają się z mieszkającymi w Moskwie obcokrajowcami o lewicowych poglądach. Poznają małżeństwo Fischerów, Niemca Gerharda i jego żonę Reginę, amerykańską Żydówkę. W Związku Radzieckim trwa wielki terror. Emanuel i Marta są inwigilowani przez NKWD, wokół nich robi się pusto. Jesienią 1937 roku państwo Laskerowie wyjeżdżają do Ameryki.

Grigorij Loewenfisch ma w pamięci spotkania z młodym Alechinem w przedrewolucyjnej Rosji. Na turniejach w Petersburgu i Moskwie miał szczęście poznać takich mistrzów jak Rubinstein i Capablanca. Loewenfisch wygrywa mistrzostwa Związku Radzieckiego, ale władze faworyzują młodego Michała Botwinnika, oddanego państwu wzorcowego komunistę, i to jego wysyłają na wielki turniej międzynarodowy do Anglii, gdzie Botwinnik dzieli pierwsze miejsce z Capablancą. O jego wiktorii pisze gazeta „Prawda”.

Przerażony akcją szukania szkodników w przemyśle, inżynier Loewenfisch porzuca pracę chemika w fabryce i w wieku czterdziestu czterech lat ucieka w bezpieczny świat szachów. Jego żona nie jest z tego zadowolona.

Rozdział 1

Lasker i Loewenfisch

Fragmenty rozdziału

Grigorij Leowenfisch urodził się w Piotrkowie Trybunalskim, dzieciństwo spędził w Lublinie. W roku 1907, po ukończeniu gimnazjum, wyjechał do Petersburga na studia w Instytucie Technologicznym. Kółko szachowe Instytutu było jednym z najsilniejszych w Petersburgu.

W roku 1909, na turnieju pamięci Czigorina, dwudziestoletni Loewenfisch z zapartym tchem patrzył na grę mistrza świata Laskera i młodego łódzkiego mistrza Rubinsteina, którzy podzielili pierwsze miejsce. Dwa lata później Loewenfisch osiągnął kategorię mistrzowską. Zaprzyjaźnił się z młodszym o trzy lata studentem prawa Aleksandrem Alechinem. Rozegrali ze sobą kilka poważnych partii turniejowych i mnóstwo lekkich partii towarzyskich.

– Tak interesującego partnera nigdy później nie spotkałem – mówił Loewenfisch, a Lasker kiwał głową. – On zawsze grał z ogromnym napięciem emocjonalnym, jak w jakiejś nerwowej gorączce. Bez przerwy palił, targał palcami za kosmyk włosów, nie mógł spokojnie usiedzieć na krześle. Jego mózg pracował z niewiarygodną mocą, rodząc niespotykane bogactwo idei. Szczególnie folgował swojej fantazji w lekkich partiach, gdzie nie liczył się wynik. Grałem z siłą mistrza, ale nie byłem w stanie oprzeć się jego taktycznej kreatywności. Najmniejsze osłabienie uwagi kończyło się efektowną kombinacją. Miał fenomenalną pamięć szachową, potrafił odtworzyć w całości partię, którą rozegrał kilka lat wcześniej. A jednocześnie był niemożliwie roztargniony. Notorycznie zostawiał w klubie swoją srebrną papierośnicę ze szmaragdową zapinką. Zawsze mu ją zwracano.

– Przed rewolucją kelnerzy i portierzy oddawali cenne rzeczy właścicielom. – Lasker przymrużył oko, zaciągając się dymem z cygara.

– A studenci mogli zarobić, dając lekcje gry w szachy. – Loewenfisch uśmiechnął się do słodkiego wspomnienia. – Uczyłem pewnego bogatego kupca, który mi płacił rubla za lekcję, co było dużą sumą. Za jednego rubla mogłem się żywić przez cały tydzień. Wyrzuty sumienia mnie gryzły, bo mój uczeń nie robił postępów. Wstyd mi było człowieka oskubywać. Bogaty, bo bogaty, ale jakoś nie uchodzi. Więc mu mówię: „Wasiliju Mitrofanyczu, ja tak nie mogę. Trudno i darmo, silnego gracza z was nie zrobię. Traci pan czas i pieniądze”. Na co mój uczeń odpowiada: „Daj pan spokój, nie ma o czym mówić. Wczoraj w klubie kupieckim wygrałem w szachy trzysta rubli”.

Zaśmiali się stary mistrz Lasker i starzejący się mistrz Loewenfisch i napili koniaku.

Przed jedenastu laty, w roku 1925, na pierwszym turnieju międzynarodowym w Moskwie, Loewenfisch zajął dopiero piętnaste miejsce, ale wygrał partię z Laskerem, który był drugi. Alechin przysłał list, w którym żałował, że nie może przyjechać do Moskwy i wyrażał nadzieję, że spotka się z Loewenfischem na jakimś turnieju za granicą, gdzie Loewenfisch chętnie będzie widziany jako czołowy przedstawiciel rosyjskiej sztuki szachowej, która ma na rynku międzynarodowym wysokie notowania. W tegorocznym turnieju Lasker zrewanżował się Loewenfischowi, który wpadł w niedoczas i w lepszej pozycji podstawił figurę.

– Przeczytam panu jeden kawałek – Loewenfisch przyniósł ze sobą świeży numer czasopisma „Szachmaty w SSSR” i zaczął tłumaczyć tekst na niemiecki. – „Radziecki styl szachowy wyróżnia się agresywnością. Czy dla radzieckiego stylu w ogóle nie jest charakterystyczna przede wszystkim walka? Radziecki styl to ruch stachanowski. A ruch stachanowski to walka i zwycięstwo. Stalin żąda zwycięstw! Technika jest narzędziem stachanowców. Także w szachach teoria gry, cała wiedza i umiejętności to narzędzie zwycięstwa”. Przypomina to panu coś?

Owszem, to przypominało Laskerowi jego ojczysty kraj, który musiał opuścić po dojściu do władzy Hitlera. Z kraju triumfującego faszyzmu przeprowadził się do kraju triumfującego komunizmu.

Dziadek Laskera był rabinem, ojciec kantorem w synagodze, ale Emanuel nie był religijny. Od religii wolał matematykę i filozofię. Jego starszy brat Bertold, który był lekarzem, wyemigrował do Palestyny. Bertold był od Emanuela osiem lat starszy i to on nauczył go grać w szachy. Mieszkali razem w wynajętym pokoju w Berlinie, kiedy Bertold studiował medycynę, a Emanuel matematykę. Nie każdego dnia mieli pieniądze na obiad. Wymieniali się jedną parą porządnych wyjściowych spodni i butów.

Pamiętał, jakie wspaniałe przyjęcie zgotowano jemu i innym zagranicznym szachistom w roku 1925, na pierwszym moskiewskim turnieju międzynarodowym. Stworzono im zaiste carskie warunki gry i pobytu. Pamiętał szachową gorączkę, która ogarnęła wtedy Moskwę. Milicja konna z trudem powstrzymywała napór tłumu miłośników szachów, chcących dostać się na turniej w hotelu Metropol. Gromkie brawa, kiedy wygrywał partię. Okrzyki „Brawo, Lasker!”, kiedy opuszczał salę gry. Mistrz świata Capablanca dał seans gry jednoczesnej na Kremlu członkom najwyższych władz.

Bertold ożenił się z Elsą Schüler, która kochała poezję. Rozwiedli się rok po tym, jak wydała swój pierwszy tom wierszy. Młody Emanuel również próbował swoich sił w tej dziedzinie. Elsa chwaliła jego utwory. Został mistrzem świata po pokonaniu Wilhelma Steinitza w roku 1894 i kiedy po dwudziestu siedmiu latach stracił tytuł w meczu z Capablancą, myślał o tym, żeby poświęcić się twórczości dramaturgicznej. Jego sztuka została wystawiona na deskach Teatru Niemieckiego w Berlinie w roku 1926. Telegram z Berlina, informujący go o przyjęciu sztuki do wystawienia, przynieśli Laskerowi przed jedną z rund turnieju moskiewskiego. Tego dnia popełnił taktyczne przeoczenie w partii z Carlosem Torrem, pozwalając mu na przeprowadzenie efektownej kombinacji zwanej młynkiem. Zachwycona publiczność nagrodziła młodego Meksykanina niemilknącą owacją na stojąco. Torre miał w oczach łzy wzruszenia, kiedy Lasker ścisnął mu rękę, gratulując wygranej. Partia obiegła łamy czasopism szachowych i weszła do podręczników motywów taktycznych.

Po moskiewskim turnieju w roku 1935 zdecydowali się z Martą zostać w Związku Radzieckim. Potraktowano ich po królewsku. Dostali osobne mieszkanie w centrum Moskwy. Był to luksus, który przysługiwał nielicznym. Laskera zaliczono w poczet kadry Instytutu Matematyki Akademii Nauk. Został trenerem drużyny radzieckiej. Wszystko to były synekury. Przysyłano mu do oceny próbki najlepszych towarów przeznaczonych na eksport. Koniaków, win, cygar, herbaty. Od czasu do czasu dawał seans gry jednoczesnej i wygłaszał wykład. Prelekcja na temat rewanżowego meczu Alechina z Euwem odbyła się w zapełnionej sali Filharmonii Moskiewskiej. Laskera i jego żonę Martę zaproszono na trybunę honorową w czasie parady pierwszomajowej. Przetaczały się przed nimi nowe czołgi i stare konne taczanki. Defilowały kolumny ludzi pracy, pozdrawiających Stalina.

– Oto, co towarzysz Krylenko ogłosił na generalnym zebraniu Wszechzwiązkowej Sekcji Szachów – Loewenfisch tłumaczył na niemiecki cytat z artykułu wstępnego. – „Musimy raz na zawsze skończyć z neutralnością szachów. Musimy raz na zawsze osądzić formułę »szachy dla szachów« tak jak formułę »sztuka dla sztuki«. Musimy zorganizować brygady uderzeniowe szachistów i natychmiast zacząć wypełnianie planu pięcioletniego w szachach”.

Lasker kiwał w milczeniu głową.

– Czy on panu kogoś nie przypomina? – Loewenfisch pokazywał zdjęcie Nikołaja Krylenki. – Ta ogolona głowa z kamiennymi rysami twarzy, mocna szczęka, przeszywające spojrzenie. Ten sztucznie swobodny, niedbały sposób mówienia z arystokratycznym grasejowaniem. Oczywiście nieodzowny trencz i skórzane sztylpy.

Przez długie lata Loewenfisch łączył pracę z szachami. Był szachowym amatorem w dosłownym znaczeniu tego słowa, czyli kimś, kto kocha szachy. Pracował przy projektowaniu i budowie hut szkła. Mieszkał w zwykłym leningradzkim komunalnym mieszkaniu ze wspólną z innymi rodzinami kuchnią i łazienką. Zbierali się tam wieczorem inteligenci o przedrewolucyjnym wykształceniu i grali w winta lub preferansa.

Pewnego dnia wydarzył się wypadek na jednej z tras kolejowych, spowodowany awarią elementów szklanych semafora, co uznano za akt szkodnictwa, jeśli nie sabotażu. Loewenfisch, tak jak inni specjaliści, był przesłuchiwany przez funkcjonariuszy Komisariatu Spraw Wewnętrznych. Gorączkowo szukano winnych. Uratowało go to, że swego czasu napisał raport o zmianie technologii produkcji, w którym wskazał na pewne problemy. Naprawdę się wtedy bał. Pamiętał proces ośmiu inżynierów w roku 1930, których oskarżono o przynależność do konspiracyjnej partii przemysłowej. Oskarżeni przyznali się do szkodnictwa i sabotażu, który miał na celu osłabienie potęgi Związku Radzieckiego i przygotowanie gleby dla zagranicznej agresji.

Grigorij Loewenfisch zdecydował się zostać szachistą zawodowym. W wieku czterdziestu czterech lat uciekł w bezpieczny świat szachów, którego uznanym liderem był Michał Botwinnik, tamten nad wiek poważny piętnastolatek, którego rozgromił w mistrzostwach związków zawodowych w roku 1926. W tym samym roku, w którym Loewenfisch przeszedł na szachowe zawodowstwo, Botwinnik w ten sposób wypowiedział się na łamach gazety szachowej „64”: „Zadanie postawione przez towarzysza Krylenkę radzieckim szachistom zostało z powodzeniem wykonane. Wyrosło młode pokolenie radzieckich mistrzów”. Dla nich Loewenfisch był ramolem, który do nich nie pasował z jego kindersztubą, staroświeckim ubiorem, zapachem wody kolońskiej, grą w tenisa, znajomością języków obcych i kieliszkiem wódki zagryzionym kanapką z łososiem przed partią.

Od dawna był silnym mistrzem, a teraz poświęcił szachom cały swój czas i wszystkie siły. W roku 1935 wygrał czempionat Związku Radzieckiego wspólnie z innym starym, jeszcze przedrewolucyjnym, mistrzem Rabinowiczem. Zostawili w pokonanym polu pokolenie młodych mistrzów radzieckiego chowu. Wszystkich oprócz Botwinnika, który w tych mistrzostwach nie grał.

Drugi raz wygrał mistrzostwa w roku 1937, wyprzedzając Ragozina, znowu pod nieobecność Botwinnika, który poczuł się w obowiązku natychmiast wyzwać Loewenfischa na mecz.

To był szczęśliwy czas. W przygotowaniach do pojedynku z Botwinnikiem pomagał mu mistrz Bieławieniec. Wypoczywali i pracowali w miejscowości Koktebel na Krymie, ulubionym miejscu wypoczynku malarzy i pisarzy. Ludowy komisarz spraw wewnętrznych Nikołaj Jeżow przeprowadzał masową likwidację elementów antyradzieckich, a oni rozkładali się na plaży u podnóża góry Karadah z szachami, książkami i czasopismami i analizowali do syta, popijając wino ze szczepów winnych, które zasadzili starożytni Grecy, a potem kąpali się w jedwabistym morzu.

Mecz zakończył się remisem. Dobiegający pięćdziesiątki Loewenfisch obronił tytuł w boju z młodym liderem radzieckiej szkoły szachowej.

W miarę upływu czasu jego żona Jelena, córka przedrewolucyjnego radcy stanu, była coraz bardziej niezadowolona z tego, że przeszedł na szachowe zawodowstwo.

– Miałeś dobrą pracę – narzekała.

– Chciałaś, żeby mnie zesłali do łagru jako szkodnika albo rozstrzelali za sabotaż? Szachy dały mi bezpieczeństwo i wolność.

– Bezpieczeństwo. Botwinnik pojechał na turniej zagraniczny, a nie ty. Kto wygrał mistrzostwo? Ty wygrałeś. Czy on cię pokonał w meczu?

– Był remis.

– Więc czemu on pojechał?

– Nic nie poradzę.

– Ot, jaka wolność. Nic nie poradzisz. Botwinnik powiedział słowo i nie dali ci stypendium. Jedyny arcymistrz bez stypendium w całym Związku Radzieckim. Czy ty chociaż raz zrobiłeś coś dla mnie, dla rodziny? Nie tylko dla siebie?

– Ochrzciłem się, żeby się z tobą ożenić.

– Wielkie poświęcenie! Zmianę imienia Gerszik na Grigorij też mi wypomnisz?

Emanuela Laskera nie było już wtedy w Związku Radzieckim.


https://ridero.eu/pl/books/gra_o_szachowy_tron/

Pokaż więcej wpisów z Czerwiec 2023
pixelpixelpixelpixelpixelpixel